piątek, 26 grudnia 2014

You are my dream...

Rodzinnie, spokojnie, ciepło. Ale to dobrze, że święta już się kończą. Nie można przecież za długo leniuchować, a przyznam się, że ostatnie dni spędzam śpiąc, robiąc jedynie kilkugodzinne przerwy na przebywanie z rodziną :).

Spadł nawet śnieg. Tyle co kot napłakał, ale zawsze. Miło.

Miałam dziś cudowny sen. Mógłby mi się śnić co noc do końca życia, nie miałabym tego nikomu za złe. Tak idealnie nierzeczywisty...



Nie robię tym razem żadnych postanowień noworocznych ...

czwartek, 18 grudnia 2014

"Holidays are coming... "

Po ciężkim, męczącym psychicznie tygodniu, który i tak sobie skróciłam, mogę wreszcie odetchnąć.
Last Christmas i inne sezonowe utwory w każdym możliwym miejscu, kolorowe łańcuchy, bombki i choinki we wszystkich galeriach handlowych, miasto rozświetlone lampkami. A świąt jak nie było czuć, tak nie czuć nadal. "Jak nie ma śniegu, to dla mnie nie ma magii świąt?" Owszem, coś w tym jest. Nie wiem, czy osobiście też mogę zdefiniować "magię świąt" jako widok świata pokrytego bielą, ale pewnie ma to swój wkład w budowanie atmosfery. Prawda jest taka, że świąt nie czuję od dawna i nie zapowiada się na rychłą zmianę. Może to dlatego, że przygotowania do nich ograniczają się dla mnie do weekendowych pobytów w domu. Ostatnim razem miałam tyle radości dzięki pieczeniu i dekorowaniu pierniczków *.*. Uwielbiam to robić. Od soboty powinno być z tą atmosferą już coraz lepiej. Kościoły do posprzątania, pierogi i uszka do ulepienia, kompot z suszu do ugotowania... Najfajniejsze rzeczy jeszcze przede mną, ale... Tu w Internacie to nie ma takiego zbawiennego wpływu na komfort psychiczny.

I niech to białe cholerstwo nie pada, dopóki nie wydostanę się z miasta. 

Środowe popołudnie było piękne. Mroźne, ale niesamowicie zabawne :). Tradycyjna wizyta na Jarmarku Bożonarodzeniowym ze stałą ekipą. Pyszny malinowy grzaniec i owoce w czekoladzie. Chyba faktycznie się za Matim stęskniłyśmy. Musimy się jeszcze w najbliższym czasie zobaczyć, póki do maja daleko, bo później już nic nie będzie pewne.

Powiesiłam w pokoju kalendarz na nowy rok. Zaznaczyłam już na nim wszystkie istotne terminy. Boli mnie jego widok.

Przetrwamy?

poniedziałek, 15 grudnia 2014

"Cause you had a bad day..."

7:00.
Już  teraz czuję, że to nie jest mój dzień, a czeka mnie jeszcze próbna matura z polskiego. Jak będzie dalej? Oby nie gorzej.


17:17
Po 10 godzinach mogę stwierdzić, że gorzej nie było. Ale "Co to za poroniony pomysł, żebyśmy po maturach jeszcze mieli lekcje?" Podpisuję się pod tym pytaniem. I tak każdy z nas czekał tylko na ostatni dzwonek, a skupienie było zerowe.
Arkusz z polskiego całkiem przyjazny. Modlę się, by czwartkowe wyglądały tak samo, albo lepiej.
Połaziłam po sklepach, stopy mi odpadają, a i tak nie dostałam wszystkiego, co sobie zaplanowałam. Wygląda na to, że kupno prezentu dla Brata to największe wyzwanie grudnia. Kto by się spodziewał :).

Nie przewiduję już dzisiaj żadnej aktywności. Stawy i kręgosłup znów odmawiają współpracy. Coś czuję, że przy takim stanie zdrowia nie powinnam wcale wierzyć w mój fizjoterapeutyczny sukces. Może uda się dzisiaj coś poćwiczyć... Ale do tego czasu - lenistwu poświęcę 100% swojej uwagi.

:)

czwartek, 4 grudnia 2014

"Wpływam do morza ludzi i topię się w nim..."

"...Całkowicie się zatracam i nie mogę znaleźć słów."

Tak. Nie znajduję odpowiednich słów. Mogę siedzieć godzinami wpatrując się w edytor tekstu, trzymając dłonie na klawiaturze, ale... Nic z tego nie wychodzi.

Blokada.

Ciężki, bolesny i męczący tydzień.
Potrzebuję snu.


Grudzień zaskoczył jeszcze bardziej niż jego starszy brat. Nawet nie pukał. Wpadł całkowicie bez zapowiedzi i to w dodatku z jakimiś pretensjami. Chyba musimy poważnie porozmawiać, zanim przyjdzie nam spędzić razem święta. Może dobre ciasteczka do kawy ułatwią zadanie...


Średnia ocen z tego semestru leci na łeb, na szyję.
To nic.
Jutro pośmiejemy się z Rudą <3.



środa, 26 listopada 2014

And I'm like...

Znów mam w głowie 1000 myśli na minutę. Jeszcze bardziej nieokreślone niż kiedykolwiek. Nawet nie wiem, której się uczepić, na którą poświęcić więcej czasu.
Po prostu są.
A ja bezskutecznie próbuję je poukładać, zaszufladkować. Dziwny tajfun powstał w moim mózgu po sobotnio-niedzielnym festiwalu.

OneLove Sound Fest 2014. Piękne wydarzenie, bardzo się cieszę, że brałam w tym udział. Mimo przysypiania na trybunach przy dźwiękach reggae prosto z Afryki już po kilku intensywnych godzinach zabawy, uważam że było naprawdę świetnie. W sumie szkoda, że nie zostałyśmy do samego końca, ale organizm już odmawiał posłuszeństwa. Szczególnie nogi Tyny :). Wspomnienia są wspaniałe. Wierzę, że na kolejnej edycji też się pojawimy i tym razem obejdziemy się bez resetu na trybunie.
Póki co - reggae w głośnikach *.*

Ten tydzień jest ... Oryginalny, nietypowy... Te określenia nie pasują w pełni, ale lepszego już nie znajdę. Na szczęście - to już prawie czwartek, czyli niemal piątek, co znaczy, że już właściwie weekend. Cieszę się, że moja szkoła pozwala mi na takie myślenie w tym tygodniu. Do końca semestru mamy dość napięty grafik. Zmieści się jeszcze tylko jeden sprawdzian. Ciekawe, kto zajmie to wolne miejsce :). Ja obstawiam mojego kochanego anglistę.

Jutro znów budzik ściągnie mnie z łóżka stanowczo zbyt wcześnie. Co lepsze - najpewniej za dwa tygodnie będzie tak, że wyjdę do szkoły i wrócę z niej po ciemku :). Wiem, że niektórzy borykają się z tym problemem (czasami nieporównywalnie częściej), ale dla mnie to niecodzienna sytuacja, jeśli mieszka się zaledwie 25 minut spacerkiem od szkoły...

Zimowa depresja? Oby nie, nie lubię tej Pani.




I'm just gonna' raise my head
Walk up to the final edge
And I'm gonna fall 
And the stars make love to the universe

~Shakira - Empire

czwartek, 20 listopada 2014

"Kiedy patrzę w niebo, gwiazdy wciąż nas obejmują"

Uwielbiam zacząć dzień od solidnej dawki śmiechu :).
Jeszcze lepiej zakończyć go spersonalizowaną odmianą Disneyfazy.

Czasami zastanawiam się, po co zaprzątam sobie głowę tym wszystkim. Niesprecyzowany chaos w  niczym mi przecież nie pomaga. Ta sama myśl zaraz po przebudzeniu i przed zaśnięciem. Bezcelowa. Irracjonalna. Nie warto marnować czasu na tak nierealne plany i pragnienia. Czas zająć się ważniejszymi sprawami, bardziej przyziemnymi. Życie się przecież samo nie poukłada. Trzeba mu niekiedy trochę pomóc. Może dołożyć nieco koloru? Specjalnie na ostatni miesiąc tegorocznej jesieni. Zanim spadnie śnieg i wybieli wszystko dookoła.

Zacznę jutro, jeszcze tylko dzisiaj trochę pomarzę...
"Zamykam oczy i przysięgam:
powierzam moje marzenie spadającej gwieździe" 


środa, 19 listopada 2014

"Never give up on something you really want."

Mam wrażenie, że włączył mi się tryb: mocno-pomocna. Lubię to.
W tym stanie obowiązuje zasada: proście, a będzie wam dane :).

O jutra wracam do ćwiczeń. Koniecznie. Wczoraj szybka seria na udka, dzisiaj - może abs. Ale to za mało. Endorfiny się same nie wyprodukują, chociaż w ciągu dwóch dni przytuliłam więcej osób, niż w ostatni miesiąc :). Trzeba rzeźbić, nie można odpuszczać :D

Czy jest dobrze?
Teraz tak.

Piękna sobota się szykuje. A raczej sobotnia noc :)




wtorek, 18 listopada 2014

Męska szatnia.

Ponownie przekonuję się, że piosenki wygrzebane z zakurzonych zakamarków playlisty smakują najlepiej :). Patrząc na gatunki - znów wyszła z tego niezła zupa. Pop punk, muzyka klasyczna, k-pop, polski rap... Wszystko na raz.

Znowu dużo myślenia.
Jakie Cristiano Ronaldo ma fajne zdjęcia promujące odzież sygnowaną jego nazwiskiem, jaki Ekskluzywny Menel jest interesujący, jak bardzo mężczyźni-drwale niedługo zaczną podbijać świat, jak mi brakuje Cristiana Tello w Barcelonie, bo drugiego takiego to ze świeczką szukać. Umięśniony tors Srećko Lisiniaca też miał swoje 5 minut.

Można posunąć się do stwierdzenia, że mam dzisiaj w głowie męską szatnię.



I co?
W sumie nic.
Love him anyway.


Martałce dziękujemy za podsyłanie zdjęć, Kasi - za bezpośrednie stwierdzenie, które "zrobiło mi dzień" <3. 

poniedziałek, 17 listopada 2014

"Ciężko jest znaleźć słowa, kiedy człowiek ma naprawdę wiele do powiedzenia" Erich Maria Remarque

"Zawsze na świecie ktoś na kogoś czeka". 
~Paulo Coelho "Alchemik"

Czekam.

"-Przez te wszystkie lata?
-Zawsze..."
~J.K.Rowling - HP Insygnia Śmierci

Długo.
Za długo.

Nieistotne.

"Ten, kto boi się przegrać, już przegrał."
~G.R.R.Martin - "Gra o Tron"

Przegrałam.


sobota, 15 listopada 2014

"I believe in nothing"

Dzień na przegląd wspomnień. Szczególnych, wstydliwych, zabawnych - wszystkich.
Mało produktywnie.
I rysowałam.
Ukoić zmysły.


Ach, gdyby tak cofnąć czas ...

niedziela, 9 listopada 2014

"I've learned to live, half alive"

Niedziela spisana na straty. Nie jestem w stanie zrobić nic produktywnego. Tym samym straciłam kolejne dwa dni. Urodziny Kariny - zdecydowanie na plus, ale w konsekwencji mam teraz zaległości. Ciekawe skąd ten ból głowy zupełnie nie na miejscu?

Gorąca czekolada.
Tęczówki.
Dreszcz.
Tonę.


środa, 5 listopada 2014

"Never let me go..."


W tym roku jesień długo utrzymuje się w dobrej formie. Choć jeszcze nie zdążyłam zatęsknić za deszczem. Lubię usiąść na parapecie i obserwować jak niebo przybiera tysiąc odcieni zanim zszarzeje. Florence przyjemnie drażni uszy. Dziś to ona króluje na playliście.
Tak spokojnie, leniwie, kojąco.

A później narzekam, że nie mam czasu na naukę :)

Serdecznie pozdrawiam siatkarską reprezentację XILO. Dzisiaj byli świetni, mimo przegranego meczu :). 
Długi weekend... Dobry czas na dodatkową godzinę snu, albo dobry film i gorącą czekoladę. 



Palce we wszystkich kolorach tęczy, czyli z serii "Ida rysuje".

poniedziałek, 3 listopada 2014

"Y ahora sólo necesito tu presencia."

Listopad zapukał do drzwi.
Otworzyłam, przecież dawno się nie widzieliśmy. Popijamy zieloną herbatę i częstujemy się ciasteczkami z żurawiną. Trochę rozmawiamy o wszystkim i o niczym. Częściej milczymy i rozmyślamy przy akompaniamencie muzyki. To jego ulubiona rozrywka. Mamy kilka ciekawych wspólnych wspomnień. Przeglądamy stare albumy i robimy miejsce na nowe obrazy w pamięci.
Listopad zapukał do drzwi.


Tak subtelne wyśmiewanie się z wyników FC Barcelony to dla mnie nowość. Jeszcze nie spotkałam się z osobnikiem, który tak delikatnie i dobitnie zarazem wyraził swoje zdanie. Muszę się tego nauczyć :).

Znów tonę w płynach ustrojowych nawale wiedzy biologicznej. Kocham ten przedmiot, jest cudowny. Mam tylko za mało czasu na udowadnianie tego uczucia. 2-3 godziny, które mogę poświęcić, są niczym, w porównaniu z tym, ile bym chciała. Kolejne repetytoria, zestawy powtórzeniowe i vademecum są w drodze. Im więcej, tym lepiej? Okaże się.
Staram się opracować jakiś schemat pracy na dziś. Najpierw opracowanie zastępczego podręcznika, potem notatki z lekcji. Chyba tylko tyle zdążę zrobić przed ewentualnym wyjściem na halę (które, mam nadzieję, już dzisiaj się odbędzie). Na wieczór zostanie szybka powtórka z mojego ukochanego Atlasu i zadań z arkuszy maturalnych. Sądzę, że wystarczy. Ale gdzie tu zmieścić jeszcze polski i dzisiejszy trening? Zadanie z hiszpańskiego automatycznie przeskakuje na kolejny dzień...

Ktoś (Kasiu, czy to Ty?) mi ostatnio sugerował skorzystanie ze 'zmieniacza czasu' rodem z "Harry'ego Pottera". Z pewnością taki wynalazek przydałby się w tym roku szkolnym. A może nie tylko? Ciekawe, czy miałby jakieś ograniczenia czasowe...

A jeśli można by z niego skorzystać tylko raz?
Jeden moment.



wtorek, 28 października 2014

So cold.

Kilka minut, dwa uśmiechy, cztery zdania i co? I cały misterny plan...?  Przeklęta natura obserwatorki, która daje o sobie znać, gdy jest całkowicie niepotrzebna.

Zdążyłabym pójść na dodatkową chemię... Może nawet bym się nie spóźniła. Ale w pokoju jest tak ciepło, przytulnie. Znów nie zabrałam cieplejszej kurtki. Ani czapki, ani szalika, ani rękawiczek.
Dłonie marzną. W rękawiczkach też by zmarzły.

Tchórz przekonuje ludzi do odważnych czynów. Kto to widział...? Może wypadałoby doprowadzić własny remont do końca? Obrazki, makatki, wazoniki, półeczki - wszystkie niedoskonałości można łatwo zasłonić :). A to, że jest przeciąg, bo okna nieszczelne... Załatwi się zanim spadnie śnieg.


Dobrze, że już dziś wracają moje ćwiczenia :). I może kasjer w Freshmarket znów będzie taki zabawny...




"Życie jak w motku szklanej waty - niby miękko, a każdy ruch boli..."

niedziela, 26 października 2014

2-fenyloetyloamina

Od tygodnia jest dobrze. Zimno, ale dobrze. Podmuchy wiatru, deszcz, ciemne chmury... Melancholia i monotonia, ale mimo to ... Uśmiech.

Radiolog taki skrupulatny. Nie omieszkał wyszczególnić konkretnych kręgów, które mam nadto wysunięte. Teraz jeszcze większa motywacja do wszystkiego. Jedno 'zdjęcie' tyle zmienia :).

Szukając szczęścia w obrazie RTG...

Chemia organiczna... Czekolada? "Efekt biegacza"? Uśmiech.

środa, 15 października 2014

"I sang 'em all to another heart... "

Facebookowa MatchMachine 2.0 powariowała do reszty :). Zupełnie nie rozumiem tego dopasowania -.-. Ale kto by się tam przejmował.

Dziś muszę odpuścić moje ćwiczenia. Dzień przeznaczony na regenerację i przygotowanie do jutrzejszego 'sprawdzianu' z wf'u. Mięsień prosty i tak mnie za to znienawidzi, kiedy będzie mógł otwarcie zaprezentować swój sprzeciw :). Wybaczy mi, jak pomęczę trochę czwórki?

O nieee... Niedługo zrobi się ze mnie Ania Lewandowska, jak tak dalej pójdzie -.- Nie mam zamiaru więcej o tym blogować bez potrzeby. -.-

Mati pogratulował mi sukcesu. Znaczy - w sumie nie bardzo był powód, ale lepsze to niż jego ciągłe czepialstwo. Paskuda :). W kolejny poniedziałek - jak stan zdrowia pozwoli - wybiorę się z nimi na halę. Dawno mnie tam nie było. I nie miałam okazji zobaczyć nowych internackich nabytków w akcji (o ile ktoś jest zainteresowany, póki co - same treningi mają i się z rzadka pokazują).

Jest jak jest.
Listy, które nigdy nie dotrą do adresata?
Co z takimi zrobić?

wtorek, 14 października 2014

True colours.

Ida taka sportowa. Dzisiaj w sumie prawie 2 godziny ćwiczeń.
Ida taka... nieswoja.

Nie czuję się sobą, jestem zepsuta. Ale chyba dobrze mi z tym ... Powinnam podziękować?

Co Cię nie zabije, to Cię wzmocni - czyż nie?
Chyba jestem już prawie jak Terminator.


I nie potrafię pomóc...
Kasia - "I see your true colours shining through" :)


Polska - Szkocja.
Znów nie wierzę. Zaskoczcie mnie czymś.. Nawet remis będzie w porządku.



poniedziałek, 13 października 2014

Istotne starcie.

Korzystając z wolnej chwili wykańczam moją Barcelońską Ścianę, o której wspominałam... Już jest dobrze, chociaż na końcowy, zadowalający efekt jeszcze trochę muszę się trochę napracować...

Jeszcze jest co poprawiać, dużo można dokleić, niektóre rzeczy trzeba dorysować...
Potrzebuję mocnego impulsu, żeby móc wrócić do siebie jako Barcelonistki pełną parą. Sezon trwa od końca sierpnia, a ja nie obejrzałam jeszcze żadnego meczu, nawet nie nadrabiam skrótami. Ogólnie rzecz biorąc - czegoś tu brakuje. Nie jest tak, jak dawniej - każdy weekend, dzikie kibicowanie, przeczytane wszystkie newsy na klubowej stronie, obejrzane nowe zdjęcia z treningów, wywiady, skróty, analizy...
Czy z tego się wyrasta? 

Jeśli nie, to co mnie przy tym trzymało tak mocno, czego teraz nagle zabrakło? 
Źle mi bez Barcy, tak pusto. 

Staram się, obiecuję poprawę, znajdę czas i siłę (chęci nigdy nie brakuje). 
Jeszcze wrócę na właściwe tory. 

niedziela, 12 października 2014

Przełamanie.

Stał się piłkarski cud. Wreszcie doczekaliśmy się drużyny futbolowej, która poradziła sobie z reprezentacją Niemiec (I to jaką?! Od razu Mistrzowie Świata). Nie wierzyłam - nie ma co kłamać. Ale zostałam bardzo pozytywnie zaskoczona :). Życzę im, żeby utrzymali formę i nie doznawali niepotrzebnych kontuzji. Eliminacje skończą się dopiero za rok...

Dziś Formuła 1 wraca do Rosji. Gran Prix na torze w Soczi. Zawodnicy jadą po zwycięstwo, ale piękne jest okazywane wsparcie dla Bianchi'ego.
Tous Avec Jules #17

Co robię jak mam wolne? Rozkładam się na cząstki, dokonuję autoanalizy... A po wszystkim czuję się jak plama rozlanego niedogotowanego budyniu. Ani ładu, ani składu. Nawet punktu zaczepienia. Trzeba trzymać fason tylko w dni robocze. Weekendy i święta to moment na program dowolny :).

Choć ten weekend poświęciłam raczej na budowanie zdrowych bratersko-siostrzanych relacji. Kto by się spodziewał, że ja i Bubi to taki zgrany duet :). Pewnie za tydzień czy dwa znów zaczniemy ze sobą walczyć :).

Muszę się ruszyć, pakowanie torby czas zacząć. Internat się sam nie odwiedzi. Obym nie zapomniała zabrać farby do włosów. Mój mózg wciąż walczy z blondem...

A w poniedziałek bailando.


środa, 8 października 2014

Antracyt.

Ogłoszenia parafialne:

Zatrudnię na pełen etat:
-korepetytora od wf'u
-terapeutę/psychoanalityka

Tak jak mówiłam, dziś już jest lepiej. Widać to, a przynajmniej staram się, żeby było widać. Pogodzona ze sobą poddałam się. Usiłuję wierzyć, że to najlepsza (jedyna!) opcja. Teraz z pełnym zaangażowaniem wracam do realizacji pierwotnych zamierzeń.

Detox organizmu idzie mi bardzo dobrze :). Nerki filtrują co się da i oby im tak zostało. Tyle płynów, co przyjęłam w ciągu ostatnich trzech dni to normalnie nie wypijałam w ciągu całego tygodnia :). Chcę znów iść oddać krew. Zobaczymy kiedy znajdzie się na to chwila czasu, jakiś dzień bez istotnego sprawdzianu, kartkówki, czegokolwiek innego.

Dostaliśmy wreszcie dodatkową godzinę biologii i chemii. Teraz mogę z pełnym komfortem psychicznym wstawać o 5:15 przez cały tydzień. O niczym innym nie marzyłam w klasie maturalnej. Trzeba teraz wyregulować ilość snu. Zobaczymy, ile mi tego potrzeba, żeby móc sprawnie działać w szkole i poza nią :).


Uśmiech wrócił.

wtorek, 7 października 2014

Alfanitronaftalen.

Czuję się jak czterolatka, której pies zjadł tort urodzinowy. W połączeniu z ogólnym nastrojem panującym od jakiegoś czasu - jest beznadziejnie.

Pojedziemy tam innym razem. To na pewno! Obiecuję wam, Dziewczęta, że zawitamy w Ulu!
Nie będzie już problemu z transportem i noclegiem, bo wszystkie konieczne kontakty już pozbierałam. Uda się. Tylko musimy wybrać mecz i znaleźć odpowiedni termin.

Trzeba się dużo uśmiechać.
Ale teraz nie potrafię tego zrobić.

Coś znów pękło. Reakcja łańcuchowa, jedna myśl goni drugą, jeden smutek pociąga za sobą kolejny.
Przykro mi. Smutno. Chyba źle. Jutro będzie już lepiej.


Pozdrawiam Kasię, która wyjadała dziś chleb kaczkom.

poniedziałek, 6 października 2014

Rachunek prawdopodobieństwa.

Zmęczenie wyraźnie odczuwalne. Język polski pozostaje nietknięty. Kolejne 45 minut, które trzeba przetrwać. Czuję, że już jutro się nie uda. W końcu ile można liczyć na szczęście? Nie ma co szastać tym, czego się nie ma w nadmiarze...
Nawadniam organizm. Jestem na dobrej drodze do sukcesu, choć może ciężko o tym mówić po dwóch dniach działania. Od nowa pochłaniam wszystkie możliwe witaminy i najważniejsze pierwiastki. Faszerowanie się chemią jest wskazane w tym przypadku.

Chyba zaczynam lubić wf. Przypalone kolana od kontaktu z parkietem są tu mało znaczące. Wreszcie lekcja, która mnie faktycznie cieszy... Zostaję sportowcem na ostatnie 1,5 semestru :).

Dwie zepsute blondynki. Ciężko znaleźć bardziej tragiczny duet. Zepsute. W tym jedna popękana i potłuczona. Posiadacz dobrego kleju proszony o kontakt.

Jakie są szanse, że schemat działania, który sobie zaplanowałam powiedzie się w stu procentach bez stosowania specjalnych środków zaradczych?

niedziela, 5 października 2014

Hiperwentylacja

Nurkowie oczyszczają płuca z dwutlenku węgla...Ja oczyszczam się ze wszystkich niepotrzebnych myśli. Tyle planów, tyle możliwości, tyle chęci. Pierwszy cel: przezwyciężenie własnego lenistwa. Ruszyłam od dziś. Mały personalny sukces już za mną. Trzeba się skoncentrować na istotnych kwestiach.

...przed zanurzeniem, dla wydłużenia czasu, w którym nie muszą pobierać powietrza.Zrobię to samo. Przed kolejnym skokiem na głęboką wodę. Czas chcę wydłużyć maksymalnie.

 
Jestem tchórzem. I nie mam już nic więcej do ukrycia.

sobota, 4 października 2014

Jedziemy na grzyby :)

Spotkanie klasowe miało spodziewany przebieg, mimo to - nie narzekam. Czuję się dobrze, odpoczęłam i pośmiałam się tak, jak już dawno nie miałam okazji :). Coś mnie ugryzło w nogę, ale tego typu minimalne szkody są wliczone w każdy wieczór spędzany na zewnątrz.

Chyba powoli przyzwyczajam się do tego, że na imprezach zawsze muszę zrobić coś głupiego. Tym razem też się nie obyło. Na swoją obronę powiem tylko, że to Patrycja mnie podpuściła :). Dobrze, że Tyna ma to na filmie :)

Martałka? Coś Ty sobie zrobiła, kobieto? Martwię się! Wiesz przecież, że za dwa tygodnie to my będziemy o tej porze omawiać mecz i dzielić się emocjami! Masz być sprawna do tego czasu! Ale ten tydzień to sobie może odpuść... Coś czuję, że w szpitalnej poczekalni nie masz ze sobą książek od biologii.
Dobrze będzie, prawda ? :c.

Nocleg jest, transport jest. Jeszcze tylko bilety do zdobycia (jak tylko pojawi się informacja) i ruszamy w podróż.!

Jest dobrze. ?

Ustalmy jedno. Już nie będę okłamywać. Ani siebie, ani innych. 

czwartek, 2 października 2014

"Nie chcę już oddychać tym zatrutym powietrzem..."

Ciężki, senny tydzień powoli dobiega końca. Jutro tylko zadania z biologii, a potem wreszcie udanie zaplanowane i zorganizowane spotkanie dawnej klasy :). Chyba cieszę się na myśl, że na raz zobaczę tyle osób, z którymi już długo nie miałam kontaktu, a kiedyś większość dni spędzaliśmy w swoim towarzystwie. Choć zawsze mogłoby być ich więcej ..

Mati mnie dzisiaj zdołował jeszcze bardziej. Nie lubię tych poważnych rozmów o maturze, pracy, studiach ... Przez niego faktycznie zaczynam się bać. Z dnia na dzień coraz bliżej końca szkoły, coraz mniej czasu na naukę i powtórki...
Chyba przestanę się gniewać na te codzienne wstawanie na 7:00 do szkoły. Jeśli ma to procentować, to chyba warto poświęcić na to kilka miesięcy i potem mieć z głowy.

Szybki wieczorny spacer na otrzeźwienie z w miarę trzeźwo myślącym człowiekiem i można powiedzieć, że jest lepiej. Widać progres. Ale nie podziękuję mu, bo ... I tak ma mnie za wariatkę :). Najkochańszy siatkarzyna. Ale paintball? Laser Tag? Ja nie wiem czy się nadaję, taka fajtłapa jak ja to chyba nie powinna się w to bawić... Ale przyjdzie duży taki, powie "No dawaj, chodź, fajnie będzie" i mała taka pewnie pójdzie się powygłupiać :).

Dobrze! W poniedziałek Turniej Siatkówki. Będę wspierać ludzi i modlić się, żeby mieli składy i nie kazali mi grać. Nie to, że nie lubię... Po prostu wiem, że mi nie idzie :).

Jest uśmiech, widzę to w lustrze. Pierwsza faza jesiennych humorków już za mną? Oby.

Październik zapowiada wzmożoną konieczność ślęczenia przy książkach. Czas się zaangażować.
Dziś mam chęć. Co będzie dalej?

Czas się przekonać.


Żyję. Z uśmiechem. 

Indukcja.

Deszcz wreszcie spadł.
Niebo było już zbyt ciężkie.
Tusz się nie rozmazał.
Tym razem.



wtorek, 30 września 2014

Czekam tylko na deszcz.

Jesienna depresja.
Przyszła wreszcie pora na ten upragniony spacer. Wyjdę, wyłączę się, odpocznę, wrócę, wypiję wspomagacze, poczytam książkę i zabiorę się za zadania z chemii. Wszystko w towarzystwie dobrej muzyki.. Dobrej albo depresyjnej. Co się trafi, to będzie.

Trzeba się dużo uśmiechać.
"Que me has robado el corazón y no me queda nada mas" 



Piękny utwór u Annaliny - "chciałabym mieć Cię w domu na jesień" i tyle motywacji w jednym wpisie :)

poniedziałek, 29 września 2014

"Proste słowa z gardła nie chcą wyjść najbardziej" T.Love

Bardzo pozytywny weekend za mną. Kolejny zresztą :). Ogólnie rzecz biorąc - tegoroczny wrzesień byłby cudownym miesiącem, gdybym sobie nie pochorowała.

Pijąc wspomagacze i łykając ibuprofen usiłuję zabrać się do powtórki materiału na zaległy sprawdzian. Usilnie wierzę, że uda mi się stwierdzić, że 'już i tak się więcej nie nauczę' za trochę więcej niż pół godziny. Bo wypadałoby wreszcie dostać jakąś dobrą ocenę, która będzie się liczyć wagowo trochę bardziej.
Organizm taki przemęczony. Oczy tak pieką. Nie mogę się skoncentrować.

Najchętniej wyszłabym stąd, jakiś spacer nie byłby zły.
Nie mam siły, jest mi smutno, coś mnie boli.
Nie najlepiej.


Znów nie zadzwoniłam do Bełchatowa. I dawno nie piłam kawy.
Asia sponsorem piosenki dnia :)
T.Love - Ajrisz


Edit (19:45): poddaję się, fizykę żegnam aż do jutra. Pora przytulić biologię <3.

czwartek, 25 września 2014

"You are right where you need to be ..."

Playlista zabłądziła... zrobiło się trochę smutno, wpadło do głowy trochę niepotrzebnych myśli ...
Trochę szato, mimo kolorowych kredek w rękach ...

Kolejny nowy start. Kariera długodystansowca nie jest mi pisana, ale mogę zostać mistrzynią w sprincie!
Inaczej, ma być inaczej.


Chemia, biologia, matematyka, fizyka ... Zawsze o trzy za dużo.


Chodź, ucieknijmy...

niedziela, 21 września 2014

#HYTYSZ

Co za dzień... Marzenie! Gramy w finale! Dziś z pewnością będę zdzierać gardło i nie obchodzi mnie to, że jutro nie odezwę się ani słowem.

Wczoraj w strefie zmoczył nas deszcz, więc biegiem wskoczyliśmy do pierwszego lepszego tramwaju i powędrowaliśmy do baru w rynku :). Kibice - w dużej mierze byli w porządku, ale grupa typowych Polaków-Cebulaków też się znalazła. I to nic, że kiedy Karol Kłos był na zagrywce i realizator zrobił zbliżenie na jego twarz, padły słowa "Cicho, Nowakowski zagrywa" ... :D

Można to wybaczyć. Ale tego, że nie podano mi łyżeczki do mojej mrożonej czekolady nie zapomnę!

Wyspana nie jestem, to pewne. Ale kto by był po przespaniu 4 godzin pomiędzy dwoma niesamowicie emocjonującymi dniami? Chyba nie robi mi to różnicy - wyspana czy nie, będę wspierać naszą drużynę.

Żądam występu Andrzeja i Krzysia w finale. Najlepiej jakby mogli ich wszystkich na ławce trzymać, a nie ciągle poza składem. -.-

Siedzimy z Kasią, 1000 filmików na YouTube obejrzane :D. Jakbyśmy nie miały nic lepszego do roboty.
Dzielimy się wzajemnie swoimi zainteresowaniami. Ja włączam piłkarzy, Kasia - konie.
Właśnie ogląda jeden film i marudzi: "Matko, tak się nie skacze..."

A za tydzień... ? Martałka dokończy to zdanie :) Za tydzień znów będę męczyć krtań! I podoba mi się ta wizja.

A za miesiąc... ? Za miesiąc będzie już po Naszej wizycie w Bełchatowie :).
Z taką ekipą to ja idę w ciemno!


Artystyczny nieład:
Tadeusz, 17 w punkt, szybka piłka, Grozer fajny gość, Adam Małysz, rząd na emigracji, cudowny wrzesień.


czwartek, 18 września 2014

"Kolorowe kredki w pudełeczku noszę..."

Wyrażam się artystycznie... Tworzę moją Barcelońską Ścianę Nie-Płaczu. Byłoby to już praktycznie skończone wczoraj, ale nikt z moich znajomych w internacie NIE MIAŁ KREDEK!
To jest nie do pomyślenia.
Działam w trybie "10 lat mniej", bo są osoby, które mogą potwierdzić, że moje dzisiejsze zachowanie zupełnie nie pasowało do 18-latki. W szczególności opowieści o Andrzeju :)

Genialne konsultacje z fizyki! Zrozumiałam to! Warto było wstać na 7-mą rano, żeby potem na lekcji dostać piątkę za darmo, powtarzając słowa pana Masakratora. Teraz pozostaje tylko na nowo polubić chemię, mimo usilnych starań pani B., by do tego nie doszło.

Marta, słońce - pamiętaj, że obiecałaś "ugotować" dla mnie drożdżówkę!

Efekty dotychczasowej pracy (czarno-białe, bo kredek nie było :( ):



Artystyczny nieład:
krem z dyni, kredki, papier, szalik, farby, mecz, dużo taśmy, gardło będzie zdarte, trzy godziny polskiego.

środa, 17 września 2014

"Jesteśmy bledsi niż... no niż mąka." ~Wojciech Drzyzga

Dzień za dniem, ponad połowa września to już przeszłość... Tymczasem nasi wspaniali siatkarze wygrywają kolejne mecze. Wczorajsze starcie z Brazylią było niesamowite i wcale nie dlatego, że bohaterem meczu stał się irański sędzia. Oglądałam mecz w naszej wrocławskiej strefie kibica i muszę przyznać, że czułam się niemal jak w hali :). Ludzie, śpiewy, oklaski, barwy narodowe - wszystkiego pełno. Gardło znów zdarte. A do czwartku trzeba się przecież wykurować, bo znów będziemy wspierać nasz siatkarski National Team.
<3.


<autoreklama>
Swoją drogą - gorąco zachęcam do polubienia fanpage Maskotek naszych mistrzostw - LINK.

Do matury coraz bliżej, nauki coraz więcej i każdy z nauczycieli uważa, że to jego przedmiot jest dla mnie najistotniejszy... A może to ja wiem lepiej, czego powinnam się uczyć najwięcej? Nie, grono pedagogiczne LOIX udowodni wszystkim, którzy spróbują pomyśleć w ten sposób, że mylą się na każdym etapie swojego rozumowania.

Biologia, chemia, fizyka... Wciąż mało... Polski... Kto da więcej? Angielski, matematyka? Sprzedane!

Konwekcja, promieniowanie, przewodnictwo, anabolizm, katabolizm, Calvin, Krebs, łańcuch oddechowy, alkany, heks-1-en, chlorowcopochodna alkanu, acetylo-koenzym A, rybulozo-1,5-bifosforan, miękisz gąbczasty...

Muszę się odstresować :).
Dziś Liga Mistrzów.
Dziś Barcelona.

poniedziałek, 8 września 2014

"Nietoperz Rufus leci w kierunku ściany z prędkością 10 km/h..."

Tak. Udało się. Miałam swój udział w Mistrzostwach Świata 2014 w Piłce Siatkowej. Dziękuję Rudej, bez której wcale by to nie wyszło i Julce, która jest szaloną maskotkową tancerką :)
Pierwsza faza wrocławska była piękna. Tyle pozytywnych emocji. Czekam na kolejne. Pierwsze mecze drugiej rundy już w środę!

Burze we Wrocławiu ... Raz zagrzmi 3 razy z malutkiej chmurki przy pięknym słoneczku, a innym razem grzmoty będą budziły ludzi ze snu, a padający deszcz może wyglądać jak z filmu - leje się tyle wody, że możliwe jest ponowne przepełnienie studzienek kanalizacyjnych, jeśli taka pogoda utrzyma się przez całą noc.

Tydzień mniej do matury. Czekam na nią niecierpliwie. Z pewnością dużo fajniej jest mieć te egzaminy już napisane. Tymczasem w ramach przygotowania jutro od 7:00 będę w szkole na konsultacjach z fizyki które uzupełnią moją wiedzę z termodynamiki. Nie to, że indywidualnie chodzę na takie rzeczy - niemal cała klasa się wybiera :D.

Szczerze mówiąc - nudzę się. Wiem, że mam dużo nauki i gdybym tylko chciała, to znalazłabym jakieś podręcznikowe tematy do przyswojenia, ale ... Wrodzone lenistwo mi na to nie pozwala :). Poza tym - już powiedziałam, że zacznę się na poważnie uczyć od marca (no chyba, że mówimy o biologii - to mam zamiar ciągnąć od samego początku, start od jutra, od nauki na przełożony sprawdzian z metabolizmu).

Śmiałe plany. Wrześniowe weekendy zaplanowane. Specjalne podziękowania dla Maćka, który dzisiaj załatwił nam bilety :). Kochamy Cię <3.

Pograłabym w piłkę. Nożną rzecz jasna. Muszę zawędrować do chłopaków i zapytać, czy da się to zorganizować.

Nadal dużo się uśmiecham :)

poniedziałek, 1 września 2014

"Są tylko dwie rzeczy, których nie da się cofnąć - wypowiedziane słowa i stracona szansa." ~Alaves CF

Jest mi smutno. Chyba tęsknię, przez co jest smutno jeszcze bardziej. Myślę, mimo że tysiąc razy obiecywałam sobie przestać. Myślę i nie mogę spać, czego pewnie będę jutro żałować. Myślę, tęsknię, przeżywam. Wszystko na raz. Boli. Tylko trochę, bo już przywykłam. To irytujące. W efekcie jestem zła na siebie za to, że utknęłam w tym punkcie. Albo nie - nie utknęłam, tylko jeżdżę w kółko i wpadam do tej samej dziury. Z przyzwyczajenia, z nieuwagi, z głupoty... Celowo?
Tyle myśli, których nie mogę ubrać w słowa, choć sama nie wiem dlaczego. Ale przecież "zwięzłość jest urodą języka", czyż nie?

Nadal się uśmiecham. Trzeba się często uśmiechać :)



niedziela, 31 sierpnia 2014

"Mylisz niebo z gwiazdami odbitymi nocą na powierzchni stawu." ~A.Sapkowski

Mokre blond włosy, niewypakowane torby, odgłosy rozmów słyszalnych z korytarza... Tak. Ida jest już w internacie, co równa się z oficjalnym zakończeniem wakacji. Pracowity rok czas zacząć. Jest śmiały plan, który zakłada dużo nauki, stopniowe powtarzanie materiału już od tego tygodnia. I tak wiadomo jak się to skończy :D Będę wkuwać na ostatnią chwilę, żeby potem stwierdzić, że i tak napiszę wszystkie egzaminy z marszu, w trybie "mam do tego stosunek ambiwalentny"* :). Jest więc sens spinać się już na wstępie?

Tylko biologia się liczy, co tam chemia, fizyka, matma i polski. Biologia jest moim kluczem do sukcesu. A progi na studia bardzo sprzyjające. Sądzę, że w takim układzie mogę w pełni zrelaksowana rozpocząć przygodę z moim nowym atlasem, który pokochałam od pierwszego wejrzenia :).

Plan na ten rok - dużo się uśmiechać :).

Żeby nie było, że staję się kujonem - Ruda szuka opcji, bardzo prawdopodobny jest nasz udział w FIVB MŚ 2014. Mocno wierzę, że uda się to zorganizować, a koszta nie będą kosmiczne. Kurcze - poczuć tą atmosferę na własnej skórze ... To dopiero coś. Szalenie zazdroszczę wujkowi, że dane mu było wysłuchać (i odśpiewać) hymn we wczorajszym meczu otwarcia na Narodowym. A kto wie - może w ciągu tygodnia i ja będę mogła pochwalić się wrażeniami wyniesionymi z wrocławskiej Hali Stulecia.

Ruda kombinuje, Ida czeka.
Trzeba iść spać.
Przecież IX LO rozpoczyna rok szkolny najwcześniej.


*"mam mocno wy**bane"

sobota, 30 sierpnia 2014

"Moje idee to gwiazdy, których nie potrafię ułożyć w konstelacje" ~John Green

W całym pokoju pełno ubrań, książek, kosmetyków - wszystkiego, co muszę jutro zabrać ze sobą. Miało być tylko szybkie przepakowanie walizek, ale jak widać nie każdy plan udaje się zrealizować. Siedzę pośród tego rozgardiaszu i cieszę się ogromnie z dzisiejszej wygranej Polaków w świetnym stylu w meczu z Serbami :). Bardzo dobry początek mistrzostw. Trzymam za nich kciuki, oby tak dalej :).

'Epicentrum' - film określany jako thriller, zliczany do kina akcji. Ogólnie tak, ale jak na film idzie Ruda, Blondynka i Pół-Blondynka to się z tego robi komedia :) Zdecydowanie za rzadko mamy okazje do takich seansów. Musimy się kiedyś umówić na konkretny termin, upić, nagadać i narobić głupot na zapas :D.

Powinnam uprzątnąć bałagan utworzony na łóżku i pójść spać - jutro czeka mnie męczący dzień. Sądzę, że jednak odłożę to na później. Mam ochotę obejrzeć dziś jeszcze jeden film... Może coś 'starego', dobrze znanego? Zobaczymy. Najpierw jednak ogarnę łóżko i włosy ... jutro przecież siatkarze mogą spacerować po Wrocławiu. Trzeba się będzie pokazać w miarę znośnie. Nie to, żebym była napaloną fanką. Wspólnym zdjęciem bym nie pogardziła, ale mdleć na ich widok nie mam zamiaru :).

Robi się coraz później, a ja w dalszym ciągu nie ruszyłam się z miejsca. Post tworzy się już prawie godzinę...
Koniec tego dobrego. Czas zacząć działać!

czwartek, 28 sierpnia 2014

Czy nieokreślony problem nadal można nazywać problemem?

Coś nie zadziałało. Któryś z idealnie, jak do tej pory, działających trybików zawiódł i znowu składam tą niesforną maszynkę. Po cichu, żeby nikogo nie obudzić. Kiedyś mnie to wykończy. Na szczęście - znalazł się odpowiedni śrubokręt i nie wszystko rozsypało się do końca.

Chryste Panie. Jakie niezrozumiałe bzdury -.-
Już jest dobrze :)


Siostra tak bardzo najkochańsza <3.

wtorek, 26 sierpnia 2014

"Troska jest jak kosztowny skarb, który okazuje się tylko dobrym przyjaciołom."

Ledwo zaczęłam wakacje, a już do drzwi puka klasa maturalna. Na szczęście w te kilka dni zdążyłam zrobić praktycznie wszystko, co chciałam. Był fryzjer, cappuccino z Tyną, budyń u Rudej i spędzanie czasu z rodziną :). Jeszcze tylko kilka drobnych urozmaiceń i będzie komplet.
 Początkowo po powrocie było dość głośno - każdy zadawał masę pytań, a ja starałam się na wszystkie odpowiedzieć i dodatkowo podzielić wrażeniami. Lekki zamęt, jakiego w domu nie było od dawna. Dobrze, że powolutku wszystko wróciło do normy. 
Pogoda nie pomaga, już czuć w powietrzu jesień. Chmurzy się, wieje, pada... Mimo wszystko - lubię spacery w deszczu :). Tylko buty wymagają potraktowania ich szamponem do obuwia i zdrapania błota ze spodu. 

Jest dobrze :).

Kupiłam piękny atlas anatomiczny. Z rzeczy materialnych bardziej kocham chyba tylko moje nowe buty. Jest cudowny - tyle wiedzy w jednym miejscu <3. ("Z pamiętnika biol-chemiczki")

sobota, 16 sierpnia 2014

"Jeszcze jeden zakręt czekania. Jeszcze parę łez tęsknoty i szczypta samotności."

Moje lubelskie wakacje szybko dobiegają końca. Już za pięć dni o tej porze powinnam siedzieć spokojnie w domu i rozpakowywać torbę w przerwach na przytulanie siostry i żartowanie z bratem. Kto by pomyślał, że będę tak bardzo tęsknić za tą dwójką? <3.

Ostatnie dni tutaj mijają zaskakująco przyjemnie. Ekipa w szklarni staje się coraz fajniejsza, szkoda będzie ich opuszczać na cały rok. Nie wiem nawet, czy wszystkich zastanę jak tu wrócę. Pani Irence ciągle się błotnik 'kolebocze' :). A szalona Magda dalej nic nie ogarnia, tak samo jak na początku :D. Muszę jeszcze zdążyć wpaść na Darka w te ostatnie trzy dni pracy, tak jak zapowiedziałam. Przecież obiecał, że się nie pogniewa. Będzie mi brakowało też mojego kota. Bo Diesel to jednak Shakira (Aneta źle oceniła płeć, a przecież sprawdzała z bliska). W dalszym ciągu za szybko się przywiązuję - jak widać nie tylko do ludzi. Z jednej strony - super, a z drugiej to jednak w jakimś stopniu bolesne.

Póki co przebywam z wujkiem. Marcina nie ma, pojechał już do domu. Siedzimy sobie w domciu, gotujemy obiadki, oglądamy Lekkoatletyczne Mistrzostwa Europy, a w przerwach na reklamy wujaszek mi dokucza (Barcelona i Hiszpanie to dla niego genialna podstawa do docinków). Standardowo :). Ale nie ma na co narzekać. Wcinamy winogron z tarasu, omawiamy wszystkie sportowe doniesienia, jakie da się usłyszeć w telewizji i uczymy się znosić siebie nawzajem przy tak dużym natężeniu spędzanego wspólnie czasu.

W dalszym ciągu szybko kładę się spać i jeszcze szybciej zasypiam. Od dwóch dni nie widziałam na zegarku godziny 21. Skutkuje to jeszcze większym rozleniwieniem, ale mogę zrzucić winę na pogodę. Już nie ma upałów, ale gdyby przyszło mi spędzić dzień na dworze to nie wiedziałabym jak się ubrać. Dziś z samego rana było pochmurno, potem na chwilę wyszło słońce, żeby zaraz mogła rozpętać się burza. I to wszystko do godziny piętnastej. Potem już było ładnie, kiedy nasi sportowcy zdobywali medale (Jedna Rosjanka wyglądała jak moja katechetka. Pozdrawiam panią, Pani Magdo!), ale kiedy wyszłam na taras - znów zaczął padać deszcz. Szalone lubelskie :).

"Górnik Łęczna, Górnik Łęczna - Lubelszczyzna jest wam wdzięczna" - polubiłam tą przyśpiewkę :). Pięknie rozjechali dziś Zawiszę Bydgoszcz. Jeszcze tylko Śląsk pokona Cracovię i będę zadowolona. Bo wiecie, teraz oglądam Ekstraklasę i pierwszą ligę. Nie to, żeby mnie ktoś zmuszał. Po prostu wujek buduje we mnie polskość :).
Za tydzień wróci Primera División i się skończy.

Kończąc wzmiankę o piłce nożnej - nie rozumiem zupełnie zachwytu 'SuperMeczem' -.-. Jestem wręcz zniesmaczona rozdmuchaniem tego tematu, tak jak i rok temu było z FC Barceloną. A z oddali dobiega tylko "...przy piłce Cristiano Ronaldo...", bo wujek właśnie zmienił kanał.


Kilka szybkich stwierdzeń na dziś:
Jak będę duża to zostanę fińskim hokeistą, tylko najpierw opanuję jazdę na łyżwach z kijem w ręku. Będę miała kota, bo koty są fajne i lubią się przytulać. Kupię ładne mieszkanie w Hiszpanii, choć jeszcze nie wiem dokładnie w którym regionie. I wcale mnie nie boli to, że już większa nie urosnę.

czwartek, 31 lipca 2014

En verano hace calor...

Chciałam ładnie wszystko opisać, ale jak na mnie przystało - wyszło z tego tyle co nic, bo wcale nie 'wszystko' i wcale nie 'ładnie'. Miesiąc wakacji w dużym skrócie, choć i tak wyszło 8 stron w Wordzie. Szkoda będzie zapominać, więc niech lipiec zostanie uwieczniony w sposób bardziej trwały niż moja pamięć :)

30.06.-6.07.2014 – pierwszy tydzień wakacji

Lunes - Przyznam szczerze, że będąc na drugim końcu Polski w całkiem obcym miejscu i znając jedynie dwie osoby, nie czułam się pewnie . Odespałam podróż i zbierałam siły na pierwszy tydzień poważnej pracy, jednocześnie rozglądając się po najbliższej okolicy, choć, mieszkając na terenie firmy niewiele mogę zobaczyć, oprócz całej masy szklarni, samochodów dostawczych i ciężarówek oraz mnóstwa kwiatów. Wieczorem poszłam na szybkie przeszkolenie. Zobaczyłam ‘moją’ szklarnię i te domniemane dwa rządki kwiatów, którymi miałam się zajmować. Ostatecznie okazało się, że to nie są dwa rządki tylko dwie działki, z których każda ma tych rzędów dwadzieścia dwa . Niewielka różnica – dwa hektary zamiast stu metrów kwadratowych… Kto by się tym przejmował :D Wujek wytłumaczył mi, na czym ma polegać moja praca. Właściwie to nic trudnego, trzeba jedynie utrzymać dobre tempo i wytrzymać cały dzień w pozycji stojącej .

Martes, Miercoles, Jueves- Przez pierwsze dwa dni kompletnie nie mogłam spać. Wstawałam bardzo wcześnie i cierpliwie znosiłam bóle brzucha powodowane przez nerwy. Zupełnie niepotrzebnie podchodziłam do tego z takim napięciem . Szybko załapałam o co chodzi na kolejnym przeszkoleniu – tym razem z panią kierownik i mogłam bezproblemowo zacząć robić swoje. Po 3 godzinach przestałam zwracać uwagę na zadrapania i ukłucia, jednocześnie przekonując się na własnej skórze, że nie ma róży bez kolców.
Viernes - Jeszcze nie nabrałam odpowiedniego tempa pracy, wciąż idzie mi za wolno. Muszę szczególnie przyspieszyć w środy i piątki, kiedy jest najwięcej pracy, ale dziewczyny, z którymi pracuję, zapewniają, że wszystko przychodzi z czasem – wierzę, że w moim przypadku też tak będzie.

Sábado - Po 5 przepracowanych dniach przyszedł czas na relaks – Wyspa Wisła Reggae Festival. Dwudniowa impreza – święto muzyki reggae. Pierwsza edycja robi wrażenie. Prowadzący imprezę Cheeba śpiewał w przerwach między występami i nakręcał publikę pierwszorzędnie – duże brawa dla niego  Ja mówię ‘wyspa’, wy mówicie ‘ wisła’ <3. Pierwszego dnia spodobał mi się szczególnie zespół Pajujo, który występował w Must Be The Music – bardzo dobrze rozpoczęli imprezę i ściągnęli pod scenę większą część ludzi, która do tej pory spacerowała po terenie, na którym organizowano festiwal. Wśród wyróżniających się artystów był jeszcze TaLLib, którego twórczość przypadła mi do gustu. Chyba muszę przesłuchać więcej jego utworów. Na gwiazdy pierwszego wieczoru musieliśmy poczekać prawie do północy. Zespół Kamila Bednarka rozkładał sprzęty i uprzątał scenę przez dobre 20 minut, ale było warto, bo gość porwał publikę – większość ludzi była tam jedynie ze względu na niego i od południa okupywali miejsca tuż przy barierkach pod sceną. Muszę przyznać – Bednarek to niezły showman, tyle energii na scenie, ciągle w ruchu, kontakt z publicznością, dobre utwory i ładnie wyrzeźbione mięśnie ramion, które zasługują na własny fanpage na facebooku. Tak, podobało mi się. Także kawałki, które śpiewał ze Staffem, bo ‘Macabra i Staff są hot’ – te utwory gościły już dawno na mojej play liście, przyznaję bez bicia. I teraz już wiem na pewno, że bycie fanką Bednarka od jego występu w castingu do Mam Talent przez jakiś tam czas w przeszłości i docenianie go do tej pory nie było takie głupie :D.

Bednarek zagrał, zrobił show, zmęczył ludzi, ale ja prawdziwie szaleć zaczęłam dopiero podczas kolejnego występu. Mesajah i Riddim Bandits! Tak, to było to, co mnie wciągnęło na dobre. Gość jest nieziemski, o czym wiedziałam już od dawna, ale dopiero teraz mogłam się o tym przekonać na własnej skórze :D. Lekko zdarłam gardło śpiewając wszystkie piosenki, jakie tylko znałam i wreszcie ruszyłam w tany z tym nakręconym tłumem. Zabawa przednia. No i Bednarek wyszedł po raz kolejny, bo przecież mają wspólny kawałek. Oprócz niego razem z Mesajah na scenie wystąpił też jego brat i ponownie TaLLib. Cudownie – muszę przyznać. I mimo, że byłam po 6 godzinach pracy tego dnia i od kilku godzin pilnowałam nadpobudliwej kuzynki („Ida, bawimy się w berka?”), cierpiąc na dokuczliwy ból kręgosłupa na odcinku lędźwiowym i szyjnym, krzyczałam, skakałam i śpiewałam razem z publiką. Mesajah porwał tłum, mimo że część ludzi zmyła się po Bednarku. Dla mnie to był najlepszy występ wieczoru . Ale został jeszcze jeden dzień festiwalowy i kolejne gwiazdy :D MUSZĘ KUPIĆ FESTIWALOWĄ KOSZULKĘ!

Domingo - No cóż, koszulki niestety nie dorwałam (zapomniałam zupełnie, a potem było za ciemno, żeby szukać odpowiedniego stoiska xD). Ale jeśli przy wczorajszych występach szalałam, to nie wiem, jak nazwać to, co zrobiłam dzisiaj. Głos mam teraz uroczo zachrypnięty, ale z wielką chęcią pozdzierałabym gardło jeszcze przynajmniej przez dwa dni, jeśli nadal byłoby tak świetnie. Na kolejną edycję też przyjadę – koniecznie! Zabawa pierwszorzędna, polecam wszystkim. Wyspa Wisła Reggae Festival – najlepsza impreza na Lubelszczyźnie. Kto rządził drugiego dnia? Junior Stress aka ‘Jarek Dres’ (Cheeba, tak to było?). Zdecydowanie dzięki niemu bawiłam się najlepiej. Rzecz jasna – Ras Luta ściągnął najwięcej ludzi, ale było bardziej klimatycznie i spokojnie, niż podczas wcześniejszych głośnych i wymagających dużych pokładów energii występów . Nie będę zdziwiona, gdy ten weekend okaże się najlepszym wspomnieniem tego lata, chociaż jeszcze przede mną obchody Dni Stężycy, a wakacje, jak by nie patrzył, dopiero się zaczęły. Jedyne czego żałuję w ten weekend to nieobecności na Sound Systemach w ‘Koloseum’ (‘mała scena’ festiwalowa, granie do samego rana).
Oj… Powrót do reggae wyczuwam.. Tyna będzie z siebie dumna :D <3

7.07.-13.07.2014 – drugi tydzień wakacji

Lunes - Dzisiejsza pobudka była najtrudniejszą od dłuższego czasu. Wymagający tydzień za mną, a tu trzeba zacząć kolejny… Miły początek – mój koteł poszedł do pracy razem ze mną, gorsza wiadomość tego poranka – koteł domagał się uwagi i pieszczot, przez co znacząco utrudnił mi zadanie. Na nic się zdało tłumaczenie, że nie mogę, że jak skończę wejście, to się nim zajmę, że jak nie przestanie miałczeć i marudzić, to wyląduje w wózku i z niego nie wyjdzie, że przestanę go kochać, że już się nie będę z nim bawić i tak dalej … Odpuścił dopiero po długich 25 minutach pełnych miałczenia, zrzędzenia, mojego nieprzychylnego wzroku i niebezpiecznych harców wśród krzewów róż (mógł sobie przecież zrobić krzywdę!). Jeszcze gorsze informacje – koteł się chyba pogniewał, ale pewnie za jakiś czas mi wybaczy. I tak jak ten nieudany początek – cały dzień był właściwie do bani. Kilka koleżanek z watahy wzięło sobie wolne, więc razem z pozostałymi musiałyśmy nadrabiać dodatkowe działki… To były 2 hektary róż gratis, nic lepszego nie mogło się zdarzyć -.- ;). Uwielbiam kolekcjonować zadrapania :D.
Nie ma mnie przez tydzień, a już ludzie zaczynają świrować. Tak, Kasia. To o Tobie, słońce. Ja nie rozumiem, jak można prowadzić TAKIE rozmowy z NIM i jeszcze twierdzić, że to jest NORMALNE, albo co gorsza POZYTYWNE -.- Zaczynam się poważnie martwić o to, jak duże szkody będę musiała naprawiać we wrześniu. A no właśnie, wrzesień.. Niech mi ktoś wtedy przypomni, że mam coś komuś przypomnieć :D… Taki jest właśnie efekt niestandardowych rozmów poniedziałkowych.

Martes - Koteł dostał imię. Zastanowiłam się nad tym poważnie i od dzisiaj będę go wołać ‘Neymar’ i wcale nie ze względu na FC Barcelonę, albo na to, że wbrew wszystkim dokoła bardzo liczę na wygraną Brazylijczyków w meczu, którego komentarz słyszę zza ściany. Będzie Neymarem, bo bardzo się cieszyłam z powodu jego przyjścia, ale szybko zaczął być denerwujący . I na tym się podobieństwa skończą, bo kot jest słodki i kochany, a Neymar Jr ani trochę. Problem taki, że nigdzie dzisiaj mojego pieszczocha nie znalazłam, rano tylko wyskoczył jeden z jego dzikich koleżków i mnie przestraszył jak szłam przez szklarnię z anturium. Chyba zaczynam się martwić -.-. Oo. Niemcy chyba właśnie wychodzą na prowadzenie . To się wujek ucieszy. Ja nie mam siły na oglądanie tego meczu, mimo że to musi być dobre spotkanie.
Chętnie zameldowałabym się w domu. Chociaż na jeden dzień. Kto by przypuszczał, że to ja będę tęsknić jako pierwsza . Duży przytulas od siostry i byłoby w porządku. Muszę zaczekać jeszcze parę tygodni ;).
Kolejny samolot szumi mi nad głową, kolejny w ciągu 10 minut. Jakim cudem ja przy tym zasypiam?

Miercoles – Ciężko mi się dzisiaj wstawało. Ale pewnie wyczuwałam przytłaczającą wiadomość, jaką był wynik meczu Brazylia-Niemcy. No takiego spotkania to chyba jeszcze nie było na Mistrzostwach Świata. Liczy się, że to nie Hiszpania poniosła najgorszą porażkę :D. I tak jeszcze chwilę o piłce – wierzę, że dziś wygra Argentyna.
Nadal nie mogę znaleźć Neymara. Znów widziałam dziś tego szaro-burego kociaka, ale mojego cuda ani śladu… Poważnie się martwię. Muszę zapytać czy ktoś z watahy ma pojęcie, gdzie on się szlaja.
Wezwali mnie dzisiaj do biura. Przedstawili mi umowę do podpisu, więc od tej pory jestem oficjalnie pracownikiem JMP Flowers. Jest się czym chwalić, ale będzie lepiej jak dostanę firmową koszulkę…
Kierowniczka na urlopie, ale potrafi nam znaleźć zajęcie mimo nieobecności. Mogłyśmy dziś skończyć pracę o 15, ale zlecono nam sprzątanie. Nie to, żeby było to takie tragiczne, ale koledzy z pracy śmiali się, że wreszcie kobiety są na właściwym miejscu :D Dodatkowa godzina pracy zawsze spoko, mimo że efekty niewidoczne.
Do Stężycy przyjechała ekipa TVN. Będą u nas w firmie kręcić odcinek "Maja w ogrodzie". Na terenie ogrodów szefa i tych przy hotelu ( który też jest szefa). Ogólnie rzecz biorąc – szef jest tutaj bossem, jak w mafii. On sobie podobno nawet nazwy ulic w Stężycy ustala :D W każdym razie – przez tą telewizję wszystko musiałyśmy wypucować, a ekipa wczoraj prowadziła prace kosmetyczne i pielęgnacyjne w ogrodzie (a pozostali musieli odwalać robotę za nich -.-). Chociaż w sumie - niech robią promocję, niech pokazują, bo jest na co patrzeć. Firma świetna, chata szefa, ogród, sad, hotel i ogólnie wszystko jest naprawdę fajne. A i sama Stężyca to malownicze miejsce. Ma swój urok. Tak jak i okolica. Tyle bocianów co tutaj w jednym miejscu, to nie widziałam chyba przez całe swoje życie.  Pełno małych domków, takich drewnianych. Dookoła lasy, zewsząd dostrzegalna Wisła, mnóstwo tras rowerowych, pyszne lody (naprawdę – najlepsze jakie jadłam )… Klimatycznie. Mogłabym tu mieszkać, gdyby nie to, że wystarczy 15-minutowa burza, tak jak dzisiaj, żeby pełno gałęzi połamanych leżało w niektórych miejscach, a parasole i krzesła z tarasu na Wyspie były poprzewracane. To napawa trochę strachem.
Zaczynam się tu nudzić -.- Czytanie książek jest cholernie męczące, a wyjść z domu nie ma gdzie i nie ma ku temu sił. Poszukałabym Neymara po szklarniach, ale boję się, że potem  do domu nie wrócę, albo oberwie mi się za szwędanie się bez pozwolenia. Najwyżej pójdę spać, jak poczytam jeszcze trochę (nieważne, że jest obecnie godzina 20:00).

Jueves – Wstałam dzisiaj niemalże spóźniona do pracy… Podniosłam się z łóżka pół godziny później niż normalnie, ale udało mi się zdążyć ze wszystkim. I nie – to wcale nie dowodzi, że mogłabym wstawać o tej porze przez cały czas. Przez ten poranny stres i sprint przez szklarnie miałam skopany nastrój i byłam jeszcze wolniejsza w działaniu niż normalnie. Nawet pan Piotr się zdziwił. Kota nie ma, ale do tego już się chyba przyzwyczajam… Może ktoś go sobie wziął do domu? Szybciej niż ja.. Okaże się, jak go nie zobaczę w przyszłym tygodniu.
Szef jeździł dziś rowerem po szklarni. Za późno go zauważyłam i nie zdążyłam wejść w krzaki. Zobaczył mnie, a wolałam pozostać ‘anonimowymi plecami’ gdzieś w gąszczu pomiędzy różami… Cholerka no. I później na obiedzie na Wyspie życzył nam smacznego. Co on w ogóle tam robił, oprócz zlecania mojemu wujkowi wysłania kilku storczyków do restauracji, bo te co tam są, nadają się już do wymiany? Wziął je poprzestawiał w doniczkach, sprawdził, czy wodę mają, pokręcił się i poszedł do ludzi z TVN-u. Wierzę, że mnie nie zapamięta, ani nic takiego, bo potem jak mu się rzucę w oczy na szklarni, a zostawię jakieś niedociągnięcia, to mogą być nieprzyjemności, a co by nie gadać – to jednak mój pracodawca.
Słyszałam, że nie szło mu dzisiaj w grze w tenisa. Oba mecze deblowe grane ze swoimi kolegami i szwagrem mojego wujka niestety przegrał. Może miał zły dzień, czy coś? :D
Patrzę w lustro – mam cholernie przekrwione oczy, a jest dopiero niewiele po dziewiętnastej. Coś nie tak się dzieje. Tutaj podupadam na zdrowiu, nawet o tym nie wiedząc.

Viernes – Już tym razem nie zaspałam . Dałam radę wstać i w pracy też właściwie było nie najgorzej. Pan ‘Radny’ komplementował mój uśmiech ;o. Cholera wie, o co mu chodzi. Może żona się pogniewała :D Dzisiaj chłopaki nie marudzili podczas obiadu, bo nawet się z tym wyrobiłam i już nie jadłam tak długo  Zaczynam być z siebie dumna. Ale teraz (chyba w nagrodę) chcą mnie zabrać do kina -.- Na horror kryminalny „Deliver us from evil”. Nie będę po tym spać przez dwa tygodnie… Ale niech będzie – jedźmy. YOLO xD.
Nie no, dobra – wcale to straszne nie było. Znaczy – kilka scen mogło zaskoczyć, bo nagłe pojawienie się twarzy zawsze jest zaskakujące, ale jak na horror to słabe było. Ogólnie jako film można oglądać, polecam – sporo zabawnych komentarzy, ale nastawianie się na dreszcze to zły pomysł .
Pewnie wyglądam teraz paskudnie. Dwie godziny gapienia się w ekran robią swoje -.-. Jestem niesamowicie śpiąca, dobranoc.

Sabado – Do ‘sobót pracujących’ jestem od dawna przyzwyczajona, nie robi to na mnie wrażenia :D. Zwłaszcza jak pracy jest tak mało jak dzisiaj. Chociaż – wpuścili mnie w ‘miksy’. Dwa wejścia młodych róż, gdzie nasadzone jest w sumie z 40 różnych odmian, w tym róże gałązkowe. To mi się podobało, mimo że było wymagające – na każdej odmianie pracuje się przecież inaczej .
Ale co się okazało… Neymar został przygarnięty przez jedną z pań od sypania robaków (w sumie to jeszcze nie wiem, po co się to robi, ale zapytam), więc mój przesłodki kociak nie dowie się, że dostał tak ładne i dopasowane imię i nie będzie mi już miałczał pod nogami . A szkoda. Podejmę próbę oswojenia tego szarego dzikusa, ale mam konkurencję w postaci Sławka, który tak hojnie karmi tego małego i jego mamę, że właściwie sam zjada tylko suchy chleb :D. Dzisiaj Sławek miał wolne i kociątko biegało po kuchni szukając go (zostało nakarmione, nie ma co się martwić ), to było szalenie słodkie. No i trzeba powiedzieć, że szary dzikus ma śliczne oczka. Mimo swojego nastawienia koteł punktuje :D
Jutro mam wreszcie dzień wolny. Zero festiwali, choć konkretnych planów nie znam. Mam tylko nadzieję, że wyśpię się, mimo dwóch ostatnich meczów mundialowych w ten weekend (finał obejrzę na pewno, choćbym miała powieki opierać na zapałkach :D). Jeszcze nawet południa nie ma, a ja ziewam jak opętana … Może poprawi mi się, jak dostanę wypłatę za 2 tygodnie :D Miliony monet czyż nie, Martałka? Dobra wizja xD.
Dostałam hasło do wi-fi, ale problem jest taki, że sieć, pod którą mam się podłączyć, nie jest wyszukiwana przez mój laptop. Chyba muszę zamieszkać w biurze, żeby złapać ten zasięg :D Jakoś wytrwam. Już przecież prawie dwa tygodnie ograniczonego Internetu za mną .
Miałam mieć jeden zjazd do domu w ciągu tych dwóch miesięcy pracy, ale nie mam kiedy go sobie wcisnąć w plany. Za tydzień wujek jedzie do domu, ale zostaje tam na 2-tygodniowy urlop, więc nawet wracając z nim, nie miałabym jak przyjechać tu znowu (nie bawię się w pociągi, to dla mnie jeszcze mniej wygodne niż wrocławskie MPK w godzinach szczytu). A z kolei pierwszy powrót wujka po urlopie to będzie już mój faktyczny zjazd do domu na ostatni tydzień sierpnia. Wygląda na to, że sobie nie wrócę tak szybko, jak było to przemyślane wcześniej .
Pogoda na Lubelszczyźnie potrafi wyprowadzić z równowagi. Jak nie upały, które nie pozwalają po ludzku w szklarniach wysiedzieć, to ciągłe deszcze… Nie mogłabym tu zamieszkać na stałe, mimo że już mi to sugerowano.
Aaa. Miałam dzisiaj okropnie pokręcony sen. Ale mój podopieczny w nim, był cudownym, słodkim chłopczykiem, a do pomocy miałam niezłe ciacho, więc nie marudzę . Mogę prosić jeszcze jeden taki?
Póki co muszę się zwijać, bo wybieramy się do dziewczyny Marcina, żeby świętować jego urodziny. Grubą imprezę wyczuwam.

Domingo – Tak, jak mówiłam. Wczoraj na tym przyjęciu urodzinowym Marcin nadużywał chwytu „Ze mną się nie napijesz?” i nawet jak polewał ktoś inny, a ja odmawiałam to było – „Niee, Ida musi pić, nalej jej.” Między innymi dzięki temu szumiało mi w głowie – wiedziałam, że w minimalnym stopniu przekroczyłam swoje jasno określone granice. Na szczęście – pamiętam wszystko, obyło się bez kaca i mogłam normalnie zjeść śniadanie bez żadnych obaw, że je zwrócę .
Zauważyłam dzisiaj, że przez te 2 tygodnie się opaliłam. Nawet w szklarni słońce łapie . Szkoda tylko, że odsłonić mogę tylko ramiona ze względu na to, że wchodząc w tą puszczę pierwotną trzeba się dobrze ubrać, bo kolce są wszędzie. Szczególnie wbijają się w nogi, co jest raczej zaskakujące, bo to ręce wpycham między krzaki. W dolnych częściach krzewów są tak zwane ‘płuca’ i to one tak cholernie kłują, jak się przez nie przedzieram. Ogólnie nazwy części roślinek są cudowne… Są oczywiście pączki, liście i łodygi, jak wszędzie, ale wyróżniamy też kapuchy, groszki, koraliki, miotły, wilki i wspomniane już płuca.
Ale dzisiaj nie idę na szklarnie. Dzisiaj odpoczywam – względnie, bo mam ciuchy do poprasowania i przecież naczynia ktoś w tym domu pomyć musi , ale jednak odpoczywam :).
Nie no – z tym prasowaniem to takie żarty. Zajmę się tym najprawdopodobniej jutro (o ile znów nie posiedzę w szklarni do 18-tej). Powinnam jeszcze wyczyścić piekarnik, ale sądzę, że mogę to odłożyć do momentu, w którym najdzie mnie ochota na pieczenie ciasta. Normalnie to się tutaj tego urządzenia do niczego innego nie używa – chyba, że Marcin robi zapiekankę tak jak wczoraj. Wyszła mu bardzo smaczna i najprawdopodobniej podczas urlopu wujka też będę miała okazję się nią najeść.Całe szczęście – już dzisiaj obiadem zajął się mój kochany ojciec chrzestny. W efekcie miałam na tyle mniej naczyń do pozmywania, że aż zaczęłam się nudzić. Zarówno mama jak i wujek zanadto się martwią, czy nie umrę z głodu podczas wujkowego urlopu. No przecież Marcin tyranem nie jest. Ja wiem, że jakby mógł to całe życie spałby, grał w tenisa i obstawiał wyniki wszystkich możliwych dyscyplin (najlepiej jednocześnie), ale miewa też ludzkie odruchy. Zresztą – wsiadam na rower, jadę do sklepu i po problemie, bo wreszcie wiem, mniej więcej jak się poruszać po okolicy. Już chyba nawet do Dęblina na zakupy mogłabym normalnie pojechać, albo i na obiad do restauracji takiej przemiłej pani . Nie zginę – to na pewno, więc przykro mi, ale wujek po powrocie jeszcze będzie musiał mnie znosić xD.
A dzisiaj się pewnie pokłócimy. On jest za Niemcami. Ja z całego serca bardziej wolę Argentynę. Dlatego podczas meczu postaram się nie odzywać, żeby nie robić niepotrzebnych problemów. Mam tylko nadzieję, że mój faworyt nie zawiedzie i nie dadzą się ograć naszym zachodnim sąsiadom (żebym czasem nie zaczęła nazywać Niemców zdecydowanie mniej dyplomatycznie). Nic podczas tych mistrzostw nie poszło po mojej myśli, to niech chociaż finał się uda tak na osłodę.
Cholera… Będę jutro cudownie niewyspana -.- Już to czuję.

14-20.07-2014 – trzeci tydzień wakacji

Lunes – Mecz finałowy był piękny. Nieważne, że wygrali go Niemcy. Obie drużyny walczyły i ogólnie spotkanie było emocjonujące – zwłaszcza, że konieczna była dogrywka Pół godziny nerwów więcej. Szalenie szkoda mi Argentyńczyków, włożyli w mecz dużo serca. Masche był wszędzie! Pozytywnie mnie zaskoczył na tym turnieju. No i świetne było to, że finał był najlepszym spotkaniem jakie Albicelestes rozegrali na podczas tegorocznych Mistrzostw – pokazali się z całkiem innej strony, zagrali bardziej ofensywnie, jednocześnie broniąc się sześcioma zawodnikami. Niewykorzystane sytuacje się mszczą i genialną akcję Schuerle wykończył Mario Goetze . Było mi przykro, nie powiem, że nie, ale w ostatnich latach przywykłam do smaku porażki i jestem w stanie go znieść .
Tak jak przewidywałam – nie wyspałam się zupełnie. I standardowo od godziny dziewiętnastej kleją mi się oczy. Już nawet nie zerkam w lusterko, żeby nie patrzeć na przekrwione białka. Ogólnie rzecz biorąc – jest beznadziejnie gorąco w tej cudownej Stężycy, a mój chrzestny gotuje bardzo dobre obiadki, które jego zdaniem „pachniały porażką Albicelestes już od piątku”. Bardzo upalny poniedziałek powoli dobiega końca, a ja kumuluję siły, bo jutro pewnie będziemy miały więcej pracy niż dzisiaj i nie wyjdziemy przed siedemnastą, a jeszcze później trzeba się będzie ogarnąć i wybrać z wujaszkiem na jakieś zakupy czy coś. Chociaż od przywożenia świeżego pieczywa z rana mamy swoich ludzi (przynajmniej okazjonalnie), ale tak czy inaczej – w jakieś napoje trzeba się zaopatrzyć, bo prognozy nie są najciekawsze. Ten tydzień w powiecie Ryckim – gorrrrąco z przelotnymi opadami deszczu.
Przegląd sportowy – nasz tenisista Marcin wygrał dzisiaj dwa single(6:0,6:2 i 6:2, 6:3 – o ile dobrze pamiętam) i przegrał w deblu (w parze z Szefem, któremu już nawet lepiej szło) – sporo błędów przy własnym serwisie, ale lepsze to niż nic . Ogólnie Marcin to taka denerwująca paskuda, wystraszył mnie dzisiaj w pracy, jak miałam nałożone słuchawki i nie wiedziałam, że się zbliża – drugi raz nie popełnię tego błędu.
Dzisiaj znów miałam kosmiczny sen – byłam matką najcudowniejszego dziecka pod słońcem. Ale chyba nie chcę, żeby ten sen się kiedykolwiek spełnił (I wcale nie chodzi o to, że nie chcę mieć dzieci – broń Boże! Planuję przynajmniej dwójkę!). Niektóre ze szczegółów niespecjalnie mi się podobały. Na szczęście – jeszcze się nie zdarzyło, żeby którykolwiek z moich snów się ziścił i niech to się póki co nie zmienia.
W ciągu dwóch tygodni poznałam połowę obsady w szklarni, jest z tym coraz lepiej . No i nie jestem już najnowsza w zespole. Dziś przyszła jeszcze jedna babeczka, ale jeszcze trzeba po niej wejścia poprawiać (mam nadzieję, że ja tak nie napaskudziłam pierwszego dnia, bo to wstyd). Coraz tu fajniej, chociaż nadal nudno. Muszę się zebrać w sobie i wybrać się na rower… Zobaczymy kiedy uda mi się szybciej wyjść z pracy.

Martes, Miercoles – Pierwszy raz sama zrobiłam swoją działkę! Nawet dwa razy (wtorkowe wilki i środowe pączki). Jestem z siebie dumna, mimo że tempo nie jest jeszcze specjalnie zadowalające… Ale jestem na dobrej drodze i z tego się trzeba cieszyć. Zobaczymy jak pójdzie jutro, bo zaczynam od młodych róż (nie przyjrzałam im się dzisiaj i chyba to był błąd – wiedziałabym, na co się szykować).
Zwiedziłam wczoraj tutejsze miasto powiatowe – Ryki (Ryki Martin, jak to nazywa mój wujek :D). Ogólnie całkiem przyjemne miasto, ale jeśli miałabym w nim zamieszkać to standardowo na przedmieściach – nigdy w centrum. Polecono mi odwiedzenie Farmy Iluzji, ale nie wiem, czy nadarzy się okazja, żeby tam pojechać (czasu nie ma, wujek na urlop, chłopaki pracują przez cały tydzień z niedzielami włącznie). Może za rok jak wpadnę tu na kolejną edycję Reggae Festival, to przy okazji pojadę zobaczyć inne tutejsze atrakcje.
Strasznie poniszczyły mi się włosy. Muszę w nie pakować więcej odżywki, albo inaczej – muszę pamiętać, żeby ją wcierać, zanim padnę ze zmęczenia. Bo od trzech tygodni spanie jest moim ulubionym zajęciem. Nie męczy, a jak się wygodnie położyć to i człowiek zrelaksuje się przez chwilę, zanim całkiem odpłynie :D
A jak już o włosach wspomniałam, to od razu na myśl przychodzi mi Martałka :D. ‘Sponsorem relacji jest Heineken … I UniCredit… Kaszanka… tytytytyyyy..’ – właśnie przed chwilą Legła Warszawa zaczęła eliminacje. Czyli kolejna edycja Ligi Mistrzów ruszyła . Będę mogła do woli i całkiem bezkarnie raczyć cię reklamami sponsorów aż do finału w maju. Wiem, że się cieszysz.
Chyba nie jestem tak wyzuta z uczuć jak mi się początkowo zdawało. Jednak potrafię jeszcze tęsknić za domem. Przyjeżdżanie w weekendy z internatu, to coś całkiem innego niż pobyt bez przerwy bez wizyt w domu i to na drugim końcu kraju, a nie niecałe 50km od domu, gdzie w każdej chwili mogę podjechać do taty i załatwić to czy tamto. Różnica dystansu jest wyczuwalna.
Ale, żeby nie iść spać z takim smutnym akcentem, powiem wam, że zupy z mrożonek są genialne! Mój twórczy wujaszek zrobił dzisiaj jadalne mistrzostwo świata! Wydaje mi się, że mogłabym to jeść do końca życia i wcale by mi to nie zbrzydło. Chyba mam nową ulubioną potrawę, zaraz za Spaghetti a’la Carbonara, ale jeszcze trzeba wymyślić jak to cudo nazwać, żeby brzmiało równie smacznie :D
Będę kombinować przez noc, może mi się przyśni.
Kolejny dziwny sen z nocy poniedziałek/wtorek – byłam w wojsku, byłam dobrym żołnierzem, byłam lekarzem – też w wojsku, wysłali mnie na misje do Iraku, albo w inne ciepłe miejsce, a co najlepsze – nie zginęłam (przynajmniej nie od razu, ale musiałabym spać dłużej, żeby to sprawdzić). To pewnie przez bliskość jednostki wojskowej w Dęblinie. Ale cholera no – co jeszcze może mi się przyśnić? To nienormalne -.-

***
Poddaję się. Jestem już zbyt zmęczona każdego dnia, żeby zapamiętywać, a co dopiero zapisywać co się dzieje . Kolejne postanowienie, w którym nie wytrwałam. Ale cóż… Lipiec się kończy, a w ostatnim czasie wujek wyjechał na urlop, urodziła mi się kuzynka, odbyły się Dni Stężycy, na które nie poszłam … Ogólnie moje największe pragnienia są każdego dnia takie same – wytrwać do końca dnia w pracy, usiąść, pójść spać. Ten sam schemat codziennie :D Już nawet nie zauważam upływu czasu. Dobrze, że każdego kolejnego dnia mam do zrobienia inną działkę, bo dzięki temu wiem, jaki mamy dzień tygodnia, ale żeby wiedzieć, który to z kolei dzień miesiąca już się muszę mocniej wysilić.
Niedługo do domu. Plan powrotu na ostatni tydzień sierpnia jest chyba wciąż aktualny. Chyba, że wujek chciałby zjechać do domu tydzień wcześniej – nie miałabym ku temu najmniejszych obiekcji . Chciałabym odpocząć… O wyspaniu to chyba nie ma mowy, ale zrobienie czegoś innego, jak np. spacer po znanych okolicach, przejażdżka rowerowa z siostrą czy cokolwiek, czego nie robię tutaj, byłoby bardzo miłą odmianą i sposobem na relaks :D. Mogliby mi kazać przebiec maraton i też bym się cieszyła :D. No prawda jest taka, że nudzi mi się i rady na to nie ma.
Szukam odmiany. Zmiany są dobre. Tutaj doznałam odnowy wewnętrznej, tyle czasu spędziłam na myśleniu i autoanalizie (pani L. byłaby ze mnie niesamowicie dumna), że na sto procent nie wrócę w całości taka sama jak wcześniej :D.
Plany na ostatni tydzień wakacji są poczynione. Spędzić jak najwięcej czasu z siostrą, nadrobić szalone rozmowy z bratem, pobyć w domu, odwiedzić fryzjera i jedno ważne miejsce, zjeść urodzinowy budyń z Rudą, wypić cappuccino z Dużym Żonkiem, którym jest Tyna. Żadnych wyjazdów, szalonych podróży… To dobre cele. Potem wszyscy się dziwią, że nie chcę nigdzie wyjeżdżać na ferie czy coś podobnego – przekonałam się na własnej skórze, że w domu jest najlepiej i to właśnie miejsce, do którego wraca się najchętniej.
Matko, jak sentymentalnie…
Mamy czwartkowe popołudnie, siedzę na tarasie, zajadam lody, sprawdzam, czy w pobliżu nie lata jakiś szerszeń… Zaraz będzie burza, zaczyna wiać wiatr...
Lipiec się właśnie oficjalnie skończył.

czwartek, 26 czerwca 2014

A simple 'hello' could lead to a million things.

Jutro oficjalne zakończenie roku szkolnego. Jednocześnie skończy się rok obijania i 'nic nierobienia' :). Od września bierzemy się mocno do pracy, bo matura sama się nie zda (szczególnie w tej nowej formule). Póki co - kolejne wakacje przed nami. Tym razem czekają mnie 2 miesiące na Lubelszczyźnie (dla mnie to wyjazd na drugi koniec Polski). Podjęłam wyzwanie, znalazłam pracę. Teraz muszę jedynie podołać obowiązkom. Wierzę, że sobie poradzę :).

Życzę wszystkim cudownych wakacji. Udanego wypoczynku, niesamowitych przygód, ciekawych podróży, nowych znajomości, spełnionych marzeń. Niech to będzie niezapomniany czas :).

poniedziałek, 26 maja 2014

"Wpat­ruj się w niebo i śpiewaj z ra­dości, gdyż słońce otu­la cię ciepłem i op­ro­mienia światłem - za darmo. " Phil Bosmans.

Znów długo zbierałam się, żeby tu ponownie zajrzeć. Im bliżej wakacji, tym większe lenistwo mnie ogarnia :).

Czas ucieka, ale wcale nie jest to przygnębiające :). Nie w tym momencie. Nie myślę o tym w ten sposób, kiedy za oknem taka piękna pogoda. Pominę te ciągłe burze i opady deszczu, które doprowadziły do tak koszmarnej sytuacji na Bałkanach.
W tej chwili jest pięknie. Słoneczny Wrocław. To odbiera chęci do koniecznej (jeszcze) nauki, ale marnowanie takiego dnia na" Ruch falowy i akustykę" <sprawdzian z fizyki -.-> to grzech :).

W moim stylu jest zmiana tematu na piłkę nożną, ale tym razem się bez tego obejdzie.
Jest zbyt przyjemnie, żeby się martwić i narzekać.


sobota, 26 kwietnia 2014

"Wiem, że w tej rozgrywce nie jestem sam..." ~Francesc "Tito" Vilanova

Ludzie odchodzą tak szybko...
On walczył. Dzielnie rozgrywał swój najważniejszy mecz w życiu. Niestety, nie udało się nawet doprowadzić do remisu.

Po prawie 3 latach walki z nowotworem zmarł były trener FC Barcelony - Francesc "Tito" Vilanova.
Dla mnie był zawsze człowiekiem działającym w cieniu. Poznałam go działającego u boku Pepa Guardioli na ławce trenerskiej. To on udzielał zawodnikom wskazówek tuż przed wpuszczeniem ich na boisko, on pomagał wprowadzać korekty w taktyce. Razem z Guardiolą stworzyli wspaniały zespół i wygrali wszystko co się dało. Podczas sprawowania samodzielnej opieki nad Barcą choroba mocno utrudniała mu pracę, ale mimo trudności zdobył Mistrzostwo Hiszpanii osiągając 100 punktów w ligowych rozgrywkach, zanotował jeden z najlepszych startów sezonu w historii klubu.

Z Barcą jako zawodnik, z Barcą jako trener.

A teraz nie ma go z nami. Piłkarski świat nieznacznie się pomniejszył.
Pozostanie w sercach wszystkich Cules i nie tylko.

Wyrazy wsparcia dla rodziny i bliskich.

"Pit, seny i collons." :)


Kolejny cios dla klubu...

niedziela, 9 marca 2014

"Jeśli chcesz wiedzieć jaka będzie przyszłość, wyobraź sobie but depczący ludzką twarz, wiecznie!" George Orwell

Ferie już się dawno pokończyły we wszystkich regionach Polski, wszędzie dookoła czuć nadchodzącą wiosnę i zdążyłam już wkroczyć w najgorszy miesiąc w ciągu roku. Może to tylko moje odczucie, ale marzec jest najbardziej wymagającym i męczącym miesiącem ze wszystkich dwunastu. Jeszcze 10 dni temu miałam bardzo ambitny plan na 31 kolejnych dób, ale szybko zostały one zredukowane. Mimo wszystko - jak dotąd nie jest źle. Dwie próbne matury, które wypadły moim zdaniem nie najgorzej (do zweryfikowania po poznaniu wyników), pierwsze zajęcia na kursie nauki jazdy i już tydzień minął. Póki co nastawiam się psychicznie do nauki "Ody do młodości" Adama Mickiewicza na pamięć i planuję taktykę na kolejne dni. Poniedziałki i środy niemal nie istnieją W najbliższym czasie. Wtorek i czwartek - wzmożony wysiłek umysłowy. Piątek - nadrabianie zaległości w życiu towarzyskim. Powinno zadziałać, o ile los będzie mi sprzyjał.

Myślenie wąskotorowe, egoizm, egocentryzm.
Spróbuję to zwalczyć.

Sytuacja na Ukrainie i wszystko z tym wiązane naprawdę mnie przeraża i nie wiem, czy jestem w stanie powiedzieć na ten temat coś, czego jeszcze nie powiedziano. Boję się skutków tego konfliktu, ale jednocześnie wierzę, że straty będą jak najmniejsze. Mimo że nie jestem specjalnie związana z tym państwem i dopóki nie zaczęła dziać się tam ludziom tak wielka krzywda, mało interesowałam się tym, co się tam wyrabia, ale ciężko jest zostać obojętnym w takiej sytuacji, jaka zaistniała.

A po mojemu - tylko Barcelona.
Niestety - od stycznia nie oglądam tej drużyny, którą chciałabym widzieć... Kolejna przegrana, Liga niemal stracona, kapitan-legenda odchodzi po zakończeniu sezonu, w dodatku partnerka jednego z zawodników poroniła... Koszmarny tydzień dla mojego klubu/serca (niepotrzebne skreślić) - szkoda słów.

I przy okazji - najlepsze życzenia dla Samuela Eto'o, który jutro obchodzić będzie 33 urodziny. Tęsknię za Twoim widokiem w bordowo-granatowym trykocie, mistrzu. Osiągaj kolejne sukcesy - zawodowo i prywatnie, niech omijają Cię wszelkie urazy i kontuzje, czaruj na boiskach jak najdłużej!



Takim sposobem druga tegoroczna marcowa niedziela powoli dobiega końca. Oby następne 3 kończyły się, wprawiając w nieco lepszy nastrój.



Chronicznie cierpię na brak czasu.

środa, 5 lutego 2014

"Los domingos una obsesión, azul y grana mi pasión." Dalia.

Coraz bliżej ferii, coraz mniej chęci do nauki. Poziom motywacji jest wprost proporcjonalny do ilości miesięcy pozostałych do wakacji :). Tymczasem spełniam się artystycznie. Wiersz o miłości? W moim przypadku tylko w jednym temacie - Futbol Club Barcelona. Oto efekt dzisiejszych zmagań:


Barça
Jedna myśl
Dwa kolory
Milion serc
Jeden rytm

Duma, sława, wierność

Strach
Smutek
Nadzieja
Euforia

Kultura, pasja, jedność

W duszy rozbrzmiewa chóralny śpiew
A serce bije z podwójną mocą
Bordo - tętniąca w żyłach krew
Granat - bezgwiezdne niebo nocą. 

To miłość, która sens życiu nadaje
A 'més que un club' wartością się staje

Pisać co ślina na język przyniesie mogłabym całymi dniami, ale sądzę, że kariera poety nie jest mi pisana. Rymować każdy potrafi, ale tu chyba nie o to chodzi ;).

W dalszym ciągu zastanawiam się, co takiego dzieje się z młodzieżą w niektórych kręgach, że zachowują się tak... po barbarzyńsku wręcz. Zero u nich uprzejmości czy szacunku. W swoim internacie wśród młodszych obserwuję jedynie niespotykaną bezczelność i zawiść.
Jak nie chłopaki, którzy potrafią poprzewracać stoły i krzesła, bo nie pasuje im wynik meczu, a potem stchórzyć i uciec przed wychowawcą (plus pozwolić innym posprzątać), to dokopać mogą dziewczyny - wzmacniacz na pełną głośność, gitara elektryczna i dzikie śpiewy w godzinach przeznaczonych na naukę (obowiązuje bezwzględna cisza w internacie), z pełną świadomością, że za ścianą mają ciężko pracujące maturzystki.
Skąd się to u nich bierze? Pierwiastek zła drzemie w każdym z nas i nikt nie jest albo czarny albo biały, ale nie potrafię zrozumieć, jak można się tak zachowywać przy 120 innych osobach i nie okazywać ani odrobiny wstydu czy skruchy z tego powodu. Co będzie, kiedy to oni z tak pokręconą wizją stosunków międzyludzkich wejdą na poważnie w dorosłe życie?



czwartek, 23 stycznia 2014

"Wiem, że codziennie wali się niebo" Tareth Mafi

Tak dobrego dnia jak dziś, nie miałam już dawno. Co prawda nadal nie pogodziłam się z odpowiedzialnością jaka na mnie spadła wraz z osiągnięciem pełnoletności, ale jest dobrze. Zdecydowanie tak. Mimo całkowitego nieprzygotowania na dzisiaj, wszystko poszło gładko. Bez trudności. Począwszy od rana, na dodaniu posta skończywszy. Z pełnym przekonaniem mogę stwierdzić, że bardzo lubię ten stan. Pełna dowolność w zapełnianiu wolnego czasu, żadnych niecierpiących zwłoki zobowiązań, sprzyjające środowisko. Kilka dni temu pojawił się tam upragniony przeze mnie śnieg. Może to też sprawiło, że od momentu, kiedy zadzwonił budzik miałam niesamowicie dobry humor. Najwidoczniej moje niebo zapomniało dziś o tym, żeby się zawalić.

Nabyłam książkę, którą już od jakiegoś czasu chciałam przeczytać. Ciekawe kiedy znajdę na to czas. Dziś mój czas wypełnia słuchanie 4 piosenek w pętli i czytanie nowego opowiadania, jakie udało mi się znaleźć w sieci. Dawno nie miałam przed sobą tak dobrego tekstu. Pochłaniam go całą sobą w każdym momencie. Poświęciłam nawet naukę na tak lubianą przeze mnie biologię, żeby nie musieć odrywać się od tak dopracowanej i zaskakującej historii. Podziwiam autorów podobnych arcydzieł i dziękuję im, że chcą dzielić się swoją twórczością. Bez nich nie byłabym sobą.

Chyba powoli osiągam wewnętrzną harmonię i porozumienie z samą sobą.

czwartek, 16 stycznia 2014

„Kiedy stwórca składał ten świat miał mnóstwo znakomitych pomysłów, jednak uczynienie go zrozumiałym jakoś nie przyszło mu do głowy.” Terry Pratchett

Właściwie nie wiem dokładnie, co mi chodzi po głowie. Nie wiem, jak to wyrazić. Przeraża mnie dorosłość i odpowiedzialność jaka się z tym wiąże. Przeraża mnie to, jak szybko przyszła i rozpoczęła wymuszanie jej akceptacji. To trudne, bo nie czuję się na siłach, żeby samodzielnie zmierzyć się z ''dorosłym'' światem. Zmierzyć się mentalnie. Czuję, że cały ten proces włącznie z przyzwyczajaniem się do nowej sytuacji, zajmie mi trochę czasu.

To wydawało się tak nieskomplikowane. 18 lat skończone=dorosłość=możliwości. Byłoby pięknie, gdyby nie ta odpowiedzialność. Większa niż kiedykolwiek świadomość, że sami odpowiadamy za swoje czyny i musimy ponosić konsekwencje dokonanych wyborów. I nie chroni nas już ta otoczka pt. 'To jeszcze dziecko'.

Jak do tego przywyknąć, przyjąć w miarę bezboleśnie?

poniedziałek, 13 stycznia 2014

"Złota Piłka wreszcie trafiła we właściwe ręce" Zbigniew Boniek.

Moja słabość do piłki nożnej i wszystkich pojęć powiązanych znów dała o sobie znać :). Obejrzałam konferencję prasową z udziałem pretendentów do Złotej Piłki dla najlepszego piłkarza ubiegłego roku i trenerami nominowanymi do tytułu FIFA BEST COACH 2013. To tylko 4 godziny z życiorysu i nieważne, że powinnam ten czas przeznaczyć na naukę.

Pele. Ten człowiek bezwarunkowo zapracował na nagrodę, której jeszcze do dziś nie miał. Złotej Piłki podczas aktywnej gry nie dostał, ponieważ nie grał w Europie. Ale został nią uhonorowany dzisiaj, za całokształt działań. Potrójne zdobycie Mistrzostwa Świata w Piłce Nożnej nie zdarzyło się nikomu innemu. Tym bardziej cieszy wyróżnienie tego Brazylijczyka HONOROWĄ ZŁOTĄ PIŁKĄ.

Ronaldo wywołany na scenę jako zdobywca Złotej Piłki 2013. Mały Cristiano Ronaldo Junior wbiega na scenę zaraz za nim. Łzy wzruszenia zakłócają podziękowania. Wreszcie odpuszcza, bo 'jest za bardo poruszony'. Płacze Irina Shayk, płacze mama Cristiano. Połowę zgromadzonych na sali ogarnia wzruszenie.
Łzy udawane, czy nie - mnie też tknęło i tak, też płakałam. Głównie jak zobaczyłam tego Małego Żelusia na rękach u Pele <3.

Jedni uważają, że Messi w każdym roku, w którym zdobywał Złotą Piłkę miał na koncie przynajmniej jedno trofeum. W tym roku Ronaldo jest bez takowego dokonania. Ale oprócz tego, że z Realem Madryt wywalczył wicemistrzostwo kraju, zdobył 4 bramki w meczach barażowych i zapewnił reprezentacji narodowej Portugalii wyjazd na Mundial do Brazylii oraz ustanowił rekord bramek (9) strzelonych w fazie grupowej Ligi Mistrzów na tegoroczną nagrodę pracował przez ostatnie 4 lata.
I choć jestem zadeklarowaną fanką FC Barcelony uważam, że ten wybór był trafny.

Przepraszam, jako kibic za wszystkie tzw. ViscaŁebki, które będą uzewnętrzniać swoje żale w sieci i za HalaDzieci, które będą wymyślać niestworzone cuda na temat uczuć Messiego i Ribery'ego po takiej 'porażce'.  Zaśmiecanie internetu nie jest dobre, ale będzie jak co roku.

Już czekam na przyszłoroczną Galę.


czwartek, 9 stycznia 2014

"Wszystko trzeba odkryć samemu..."

Wszystko trzeba odkryć samemu. I również przejść przez to zupełnie samemu. 
Tove Jansson - Zima Muminków

Kochane Muminki :). Bardzo to prawdziwe i chciałam napisać o tym coś więcej, ale nie mogę zebrać odpowiednich słów. Poza tym wydaje mi się, że nie trzeba głęboko się nad tym zastanawiać, żeby dostrzec właściwy sens. Dziś w głowie mam tylko kolenchymę, sklerenchymę, mszaki, gametofity, zapylenia, fellogen, kambium, asymilację, transpirację, liścienie, zalążki, owocostany i wszystkie inne cudowne pojęcia związane z botaniką na poziomie liceum. Tak, teraz czuję, że jestem biol-chemem. Ponadto, odkąd mamy zastępczo nową nauczycielkę fizyki (sympatyczną panią emerytkę, która wie, jak wytłumaczyć młodzieży w trudnych realiach XXI wieku prawo powszechnego ciążenia i sens fizyczny stałej grawitacji) nawet ten przedmiot, nienależący do moich ulubionych, stał się jakby bardziej przystępny. 

Ilość obowiązków nie przeszkadza, by ten semestr zaczął się bardzo pozytywnie. I mimo że nie mam siły na nic, jestem zadowolona z tego powodu ;).

Materiał do sprawdzianu z biologii opanowany w większej części. Pozostaje mi tylko czekać do jutra, wykorzystując ten czas na uzupełnianie wiedzy, naukę roli do "Makbeta", wymyślanie układu na aerobik i podjadanie pysznych pierniczków mojej mamy. 

Zbliża się weekend, czuję przypływ energii.